poniedziałek, 14 lipca 2014

Krzyżyki - reaktywacja

Wróciłam do wyszywania krzyżykami i z radością stwierdzam, ze pomimo wielu lat przerwy pamiętam , jak się to robi. Huuura!!! Zdążyłam tylko zapomnieć, jak to wciąga, jak łatwo przesiedzieć pół nocy - no bo to jeszcze kilka krzyżyków, bo jeszcze dokończę nitkę, itp., itd........
A to efekt dotychczasowej pracy
Już widać, co to będzie.... chodził ten wzór za mną od dawna, a schemat znalazłam tutaj na stylowych .
Dla mnie to prawdziwa kopalnia wzorów i pomysłów. Jeśli zechcę zrobić wszystko, co sobie tam kolekcjonowałam, to mam zajęcie na 20 lat, co najmniej :)
Moja córa się niezwykle interesuje, co robię, stoi przy mnie i patrzy, a co wiecej - ona się chce nauczyc!
No.... zobaczymy, może akurat.... fajnie jest się czymś pasjonować razem z najbliższymi.


piątek, 11 lipca 2014

Słoneczna letnia wymianka

Bardzo się mi spodobała ta wymiankowa zabawa na maranciakach- wymyślanie prezentu dla kogoś w gruncie rzeczy mało znanego, ten dreszczyk emocji - spodoba się czy nie, no i oczywiście oczekiwanie - co też ja dostanę.
A teraz będzie sporo zdjęć - najpierw co sama zrobiłam dla Eluni.
Zgodnie z tematem wymianki - miało być coś w żółtym kolorze, więc powstał taki zamotek:


Nie mam młynka dziewiarskiego, dlatego zrobiłam paseczek z 7 oczek na maszynie i w środek wszyłam podłużne żółte korale. Materiał to kordonek Altin basak.
Lato zawsze kojarzy się mi z ziołami - dołączyłam laleczkę do suszenia ziół z zawartością dla ładnego zapachu.


















A ponieważ ostatnio zupełnie mnie zafiksowało na lasowiackie wzory, powstała taka zakładka
Dołączyłam jeszcze wiklinowy okrągły kuferek, no i oczywiście trochę słodyczy.
Mam nadzieję, że to wszystko razem naprawdę spodobało się mojej wylosowance.
A teraz - uwaga, uwaga- cuda, które ja dostałam od Bogusi. Zdjęcia są też jej autorstwa.


Wszystko budzi zachwyt, szczególny frywolitka, moje marzenie.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Urodzinowy tort

Nadeszła ta wiekopomna chwila :) moja córcia skończyła 5 lat. Z tej okazji popełniłam taki oto tort
Oczywiście na środku była jeszcze cyfra-świeczka.
A dla zainteresowanych przepis, na tortownicę o średnicy 26 cm.
175 g miękkiego masła, 200 g cukru, 3 jajka, 300 g mąki, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 100 g zmielonych migdałów, 3 łyżki cukru waniliowego, 3 łyżki żelatyny, 3/4 l śmietany kremówki.
Piekarnik nagrzać do temp. 180 st.C., dno tortownicy posmarować masłem. migdały wymieszać z 2 łyżkami cukru waniliowego. Masło utrzeć z cukrem i jajkami na puszystą masę, nadal ucierając dodawać stopniowo mąkę z proszkiem do pieczenia. 1/4 cista rozsmarować na dnie tortownicy, posypać 1/4 migdałów z cukrem, piec przez 25 min. W ten sposób upiec jeszcze 3 krążki, z tym że ostatni po 20min. pieczenia wyjąc, poprzekrawać po przekątnej na trójkąty i potem dopiec do zrumienienia.
Żelatynę rozpuścić w minimalnej ilości wody, wystudzić. Śmietanę ubić z łyżką cukru waniliowego, ewentualnie dosłodzić do smaku, dodać żelatynę. Przełożyć śmietaną krążki toru, wierzch ozdobić jak na zdjęciu. Schłodzić.
Ciasto jest łatwe i smaczne, cały dowcip polega na tej trochę nietypowej dekoracji. W moich zbiorach kulinarnych widnieje pod nazwą "tort niebiański", osobiście uważam, że ta nazwa to tak trochę na wyrost, znam kilka tortów, które bardziej zasługują na ten przymiotnik.

Kiedyś Jan Sztaudynger napisał "nikt by nie wiedział, że czas leci........... gdyby nie dzieci". Miał rację - 5 lat zleciało nie wiadomo kiedy. I wspomnienia są ciągle żywe, jakby to było niedawno, może nie wczoraj, ale kilka dni wcześniej. Takie same upały jak ostatnio, niepewność, więcej strachu niż radości - tygodnie w szpitalu, czekanie, żeby Mała zaczęła przybierać na wadze. Nawet takie drobiazgi, jak to, ze nie miałam ją w co ubrać, bo wszystko było za duże, a najmniejszy pampers sięgał jej pod pachy i z drugiej strony do kolan.
Że szpitalną bransoletkę musieli jej założyć na nóżkę, żeby nie spadała. O, takie zdjęcie jej zrobiłam, kiedy pierwszy raz zaczęła krzyczeć i kopać jak każdy niemowlak
Miała już wtedy 2 tygodnie i ważyła całe 2 kilo. Mój najprawdziwszy cud....






poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wakacje pachną malinami i ziołami

Z tym właśnie kojarzą się mi ostatnio wakacje - najpierw zioła, kilka dni temu świeciłyśmy wianki. Prawie cały dzień poświęciłyśmy z mamą na plecenie, oczywiście nie tylko dla siebie, ale też dla rodziny. Uwielbiam tę mieszankę zapachów - rumianek, mięta, melisa, wrotycz, krwawnik, lawenda - po prostu cudne.
A tak wyglądają nasze wianki, już powieszone w odpowiednim miejscu razem z gałązkami brzozowymi z ołtarzy na Boże Ciało.
Sezon malinowy też się zaczął - w piwnicy już zawisł pierwszy worek z sokiem. W zeszłym roku zrobiłam 20 litrów soku malinowego i moje dzieci wszystko to wypiły :) Teraz aby pogoda sprzyjała, bo na razie leje..... i wszystkie maliny  z naszej działki przerobie na sok...... Są tez już w lesie jagody, mama z siostrą nazbierały, a ja upiekłam drożdżowe bułeczki
Właściwie to one powinny się nazywać kamforowe, bo równie szybko znikają........
Będzie jeszcze jedno zdjęcie - ten kolega jeszcze nie ma imienia, zadomowił się u nas niedawno.
Robótkowo wciąż u mnie intensywnie, kończę prezenty na wymiankę u maranciaków.  Tylko jakoś doby mi brakuje, za dużo rzeczy do zrobienia na moje dwie ręce. A jeszcze bardziej przydała by się mi dodatkowa para oczu , moje "aniołki" mają pomysły, że hoho i trochę. Trzeba by mieć  oczy dookoła głowy, żeby ich upilnować, a na wsi niestety o wypadek nietrudno...... Na dokładkę zrywają się wczesnym rankiem (bo nie trzeba) i nie dają pospać.....

Weroniko - bardzo ci dziękuje za komentarze, cieszę się, że tu do mnie zaglądasz. Jesteś moją pierwszą stałą czytelniczką, wielkie dzięki.


środa, 25 czerwca 2014

Lasowiacki strój

Czyli porwałam się z motyką na słońce...... teraz już wiem czemu taki strój nazywa się paradnym :):)
otóż jest z nim paradnie i trochę... roboty.  Tak sobie myślałam - a co tam trochę prostych szlaczków, o takich
atłasek i łańcuszek - czyli łatwizna. tylko że tej łatwizny trzeba zrobić kilometry....... dodatkowo wyszywałam bez tamborka i bez jakiegokolwiek schematu, po prostu z ręki. A te "spiralki" wbrew pozorom wcale nie są łatwe, w jedna stronę na zewnątrz ładnie się mi skręcały, ale jak już musiałam prowadzić łańcuszek do środka był problem. Dało to dodatkowy efekt - widać bez żadnych wątpliwości, że to ręczna robota.
A tak na dziś wygląda koszula i zapaska


Strój jest ciągle niedokończony, ale miał już swoja premierę - i wiem, ze było warto się pomęczyć i warto będzie jeszcze nad nim popracować. Tak wygląda na osobie
A reakcje ludzi - bezcenne. Wprawdzie jest to tutejszy strój, ale prawie zapomniany, jak mi powiedziała pewna starsza pani - "ona pamięta swoją babcię w takim ubraniu". Potem ludzie zaczęli się wstydzić ludowych strojów, a zwłaszcza takiego "biednego". Tymczasem lasowiacki strój jest najstarszym i najbardziej tradycyjnym z polskich strojów ludowych - więc jak dla mnie to powód do dumy....


czwartek, 19 czerwca 2014

Procesja na Boże Ciało

Zacznę od tego, że byłam na procesji pierwszy raz po długiej przerwie - wiadomo jedna , druga ciąża, małe przy piersi itd...... a w Rudniku to już nie byłam ohoooo ho i trochę, bo mieszkałam gdzie indziej.
Oczywiscie rudnickie wiklinowe ołtarze znałam i podziwiałam - a ten jest moim faworytem.

 Pierwszy raz miałam też okazję widzieć procesję Bożego Ciała z innej perspektywy, tj. osoby idącej z przodu, przy dzieciach sypiących kwiaty. Moja córka sypie kwiaty na wszystkich procesjach, ale dzisiejsza jest dość specyficzna. Po pierwsze nie dookoła kościoła, ale na mieście dookoła rynku. Jak dla małych dzieci to trasa dosyć długa. Po drugie to chyba wszystkie małe dziewczynki z parafii sypały dziś kwiaty, zaczynając od takich co ledwo nauczyły się chodzić. Nie każda ubrana odpowiednio do okazji. Wprawdzie siostry zakonne próbowały jakoś zapanować nad tym tłumem, poustawiać dzieci .... i mamuśki, ale wiadomo nie każdy słyszy i chce słuchać..... Gdzieś tak od drugiego ołtarza cały ten porządek zaczął się sypać, a już powrót do kościoła wyglądał po prostu żałośnie. Zresztą to pewien rudnicki obyczaj, czyli  procesja do rynku, a już z powrotem do kościoła wracają nieliczni. Trzeba było widzieć minę proboszcza, jak się odwrócił  na schodach do błogosławieństwa i zobaczył to swoje malejące stadko...... choć ciągle mówią o nim "nowy", zdążył już na tyle poznać parafian, że podziękowania wygłosił przy ostatnim ołtarzu..... zastanawia mnie tylko ile osób wyłapało ironie w jego słowach.....
Zastanawia mnie też ile dzieci pojawi się na jutrzejszej procesji, ile w kolejne dni....... sądząc po tym, jak wyglądała zeszłoroczna Oktawa będzie to znowu garstka..... aż do czwartku, kiedy księża rozdają obrazki i cukierki.....
A gdzie w tym wszystkim przeżycie duchowe???

niedziela, 15 czerwca 2014

Koszyczek i dziki lokator

W końcu pokaże jakąś skończoną robótkę - szydełkowy koszyczek do sypania kwiatów.




Samą cześć szydełkową zrobiłam wprawdzie jeszcze w zeszłym roku, ale żadne usztywnianie nie zdało egzaminu pogodowego, więc wyprałam i wrzuciłam na dno szafy z myślą o spruciu.... kiedyś.
Ale wyjęłam w końcu, pomyślałam...... i potraktowałam jeszcze raz wikolem, po czym wszyłam do środka oklejone materiałem pudełko po lodach, które posłużyło mi za formę.
Dziś córka sypała kwiaty z racji odpustu w naszej parafii i koszyczek wyszedł z tego bez szwanku.
A nie byłoby tego koszyczka, gdybym nie musiała wyjąc wszystkiego z szafy, żeby ja przesunąć.
Oto powód tej operacji
Taki dziki lokator zagnieździł się mi za szafą i pomyśleć, że przed ostatnimi Świętami Bożego Narodzenia robiłam generalny remont naszego pokoju (: Od takiego czegoś to normalnie ręce opadają - i jeszcze na dokładkę mam na środku pokoju wielki stos ubrań, które muszę włożyć z powrotem do szafy. A to naprawdę nie należy do moich ulubionych zajęć  ..........
Praca nad lasowiackim strojem powoli posuwa się naprzód, w zasadzie to mam już gotową spódnicę.
Problemem jest monotonia wzoru, no i jego wielkość - ten szlaczek na spódnicy ma długość 153 cm.





niedziela, 8 czerwca 2014

Dni Wikliny - Dni Rudnika

Kolejna edycja Dni Wikliny już za nami, w tym roku dopisała pogoda i obyło się bez tradycyjnej burzy, która zamieniała płytę stadionu w grząskie błocko :)Można było do woli korzystać z atrakcji..... co nie do końca się mi udało.... ponieważ zabrałam dzieci nie było mowy o spokojnym oglądaniu. Niestety są jeszcze chyba za małe na takie imprezy, albo powinna być druga dorosła osoba, wtedy każda pilnuje jednego. A tak to każde biegło w swoją stronę i robiło co chciało. Jeszcze nie rozumieją, że trzeba płacić, więc było włażenie na karuzelę lub inną atrakcję bez biletu, lub branie zabawek ze straganu. Na szczęście niczego nie zepsuły......... a było łatwo zwłaszcza w sali, gdzie się prezentują firmy wikliniarskie. W tym roku nie było tu tłumów, tak samo jak przy stoiskach z rękodziełem. Ale temu się akurat nie dziwię, miejscowi raczej już to wszystko widzieli, a przyjezdnych nie było zbyt wielu....... I kiedy się przyjrzałam, co pokazują panie - głownie krzyżyki ze wzorów gazetowych, trochę szydełka, trochę ceramiki i drewna  - to sobie postanowiłam ,że za rok będzie tam i moja prezentacja.
Jedna rzecz naprawdę mnie zachwyciła - to instalacja, którą można było podziwiać w Centrum Wikliniarstwa " Balerina Evita w rajskim ogrodzie"
a tak wygląda wiklinowy model samego Centrum
Moja praca nad lasowiackim strojem idzie bardzo marnie, zaczynam się obawiać, że nie zdążę......

Weroniko - bardzo Ci dziękuję za komentarze.Masz fascynujący zawód.


czwartek, 5 czerwca 2014

25 lat mineło....

Żeby nie ten cały rocznicowy  szum medialny to nawet bym nie zauważyła. A to już 25 lat - minęło nie wiadomo kiedy i jak, poprzewracało nam życie, plany, marzenia...... a wydaje się, ze to zaledwie kilka lat, no może góra 10, czy 15.......... Rok 1989 - właśnie zdałam maturę z nadspodziewanie dobrym wynikiem, chciałam iść na studia i poprawiać świat........ ambitne plany i wielkie marzenia i do tego jeszcze ta nowa rzeczywistość....... jacy czuliśmy się ważni, kiedy różni zabiegali o nasze głosy, to miały być nasze pierwsze wybory, każdy się starał jak najszybciej odebrać dowód osobisty, żeby móc zagłosować......
Jedna z moich koleżanek brała ślub nastepnego dnia po odebraniu świadectwa dojrzałości - będzie za kilka dni obchodzić srebrne gody, kilka moich rówieśniczek ma już wnuki.....kilka osób odeszło na wieczny odpoczynek..... 25 lat to jednak szmat czasu.
I jakoś staro się poczułam, kiedy sobie uświadomiłam, ze dla wielu moich znajomych tamten 1989 to - historia z czasów przed ich urodzeniem.....

niedziela, 1 czerwca 2014

Dzień dziecka i nowe wyzwanie

Pożyczyłam dziś samochód i zabrałam moje dzieciaki na plac zabaw, żeby się wyszalały. Pogoda nie sprzyjała spacerom, a poza tym nie miałam siły na 8-mio kilometrowe pchanie wózka i uspakajanie znudzonych długa drogą maluchów. Tym razem  to znudziło się im brykanie, bo zostaliśmy tak długo, jak chciały :)Trochę odpoczęły w domu, pojadły łakoci od babci, czyli arbuza i truskawki (za arbuza to by się chyba dały pokroić) i z powrotem na podwórko, gdzie ku mojej rozpaczy dorwały się do błotka........
No cóż, mówi się " brudne dzieci to szczęśliwe dzieci"........ więc nawet na nich tak bardzo nie nakrzyczałam, ostatecznie jeszcze pamiętam swoje zabawy...... a ubrania wypiorę, mam to "magiczne" mydełko na wszelkie plamy. Dzięki tym szaleństwom miałam spokojny wieczór - grzecznie się wykąpały, kolacja była ekspresem z dokładką :) i nawet nie było marudzenia o bajkę w tv.
Teraz się zabieram za moje wyzwanie - otóż mam 2 tygodnie na uszycie i ozdobienie lasowiackiego stroju.
Wiem już, jak powinien wyglądać - trochę poszperałam w necie, no i wprosiłam się do Centrum Wikliniarstwa -  akurat szykują wystawy na Dni Rudnika i mogłam sobie pooglądać oryginalny strój.
Mój będzie z czerwonym haftem, no i nie do końca zgodny z tradycją, ale na to to akurat mało kto zwróci uwagę...... zaliczyłam już pierwsze prucie, niestety łańcuszkiem to ja ostatnio wyszywałam w podstawówce (:
Zaczęłam od spódnicy, wykorzystując płócienną półhalkę od innego stroju. Tu jest najmniej haftowania, najwięcej będzie na zapasce i ja sobie zostawię chyba na koniec, po prostu jak mi braknie czasu to będzie mniej zdobna.Wszystkie inne robótki chyba pójdą w kąt, jeśli mam zdążyć..... a na dokładkę mama zaczyna mi suszyć głowę, żebym skończyła remont na ganku..........

Obserwatorzy